Data wydania: listopad 2007
Liczba stron: 315
Moja opinia:
Druga część książki pani Gromyko - "Zawód: Wiedźma" dostarczyła mi kolejnej porcji zdrowego śmiechu, rozrywki i odprężenia. Książka jest lekką, przyjemną w czytaniu i niewymagającą lekturą, przy której można się w pełnie zrelaksować i odpocząć.
W drugiej części nasza wygadana i zadziorna Wolha Redna w dalszym ciągu szkoli się w Starmińskiej Wyższej Szkole Magii, Wróżbiarstwa i Zielarstwa. Poza nauką, czas upływa jej na wywijaniu niezłych numerów do spółki z bracią studencką, za które już nie jeden raz powinna była zostać skreślona z listy studentów. Na szczęście dzięki osobistemu urokowi, sprytowi, a niekiedy pomocy przyjaciół, udaje jej się tego uniknąć. Jednak chyba nie tym razem. Mistrz powierzył jej bowiem kolejną misję - opiekę nad władcą Dogewy - Lenem, który zawitał incognito do Starminu w celu wzięcia udziału w turnieju łuczniczym (tak, jasne). Niestety zadanie kończy się totalną katastrofą, jak również kradzieżą pewnego miecza, który jest główną nagrodą w turnieju. Oczywiście zaistniałej sytuacji Wolha nie jest winna ale winę na kogoś trzeba zrzucić. I tak, mając przed oczami wizję wydalenia ze szkoły, Wolha wraz z Lenem i Walem - trollem najemnikiem - wyruszają na poszukiwanie zaginionego miecza, a raczej szmaragdu, który znajduje się w jego głowni i na którego zdobyciu bardzo zależy Lenwoi. Naturalnie nasi bohaterowie podczas swojej podróżny wpadają w liczne tarapaty, spotykają na swojej drodze różnorodnych osobników, jak również bardzo groźnego ... i przymilnego potwora o wdzięcznym imieniu Tyśka.
Dzięki temu, że bohaterowie nie siedzą w jednym miejscu (jak w pierwszej części) akcja toczy się tutaj płynniej i szybciej. Brak zbędnych opisów i rozwodzenie się autorki to kolejny plus w przypadku tej książki. Mamy tutaj również do czynienia z barwnymi postaciami, śmiesznymi dialogami oraz dużą porcją humoru sytuacyjnego, który zwala z nóg. Czytając tę książkę co jakiś czas musiałam zbierać się z podłogi, na której lądowałam po kolejnym wybuchu szaleńczego rechotu a moi najbliżsi myśleli, że odbiło mi do reszty.
Podsumowując - świetna kontynuacja, przyjemna w czytaniu, nie wymagająca za wiele od czytelnika (który ma ochotę zrelaksować się przy czytaniu) książka, zapewniająca murowaną porcję śmiechu. Chichocząc obłąkańczo polecam ;D
Liczba stron: 315
Moja opinia:
Druga część książki pani Gromyko - "Zawód: Wiedźma" dostarczyła mi kolejnej porcji zdrowego śmiechu, rozrywki i odprężenia. Książka jest lekką, przyjemną w czytaniu i niewymagającą lekturą, przy której można się w pełnie zrelaksować i odpocząć.
W drugiej części nasza wygadana i zadziorna Wolha Redna w dalszym ciągu szkoli się w Starmińskiej Wyższej Szkole Magii, Wróżbiarstwa i Zielarstwa. Poza nauką, czas upływa jej na wywijaniu niezłych numerów do spółki z bracią studencką, za które już nie jeden raz powinna była zostać skreślona z listy studentów. Na szczęście dzięki osobistemu urokowi, sprytowi, a niekiedy pomocy przyjaciół, udaje jej się tego uniknąć. Jednak chyba nie tym razem. Mistrz powierzył jej bowiem kolejną misję - opiekę nad władcą Dogewy - Lenem, który zawitał incognito do Starminu w celu wzięcia udziału w turnieju łuczniczym (tak, jasne). Niestety zadanie kończy się totalną katastrofą, jak również kradzieżą pewnego miecza, który jest główną nagrodą w turnieju. Oczywiście zaistniałej sytuacji Wolha nie jest winna ale winę na kogoś trzeba zrzucić. I tak, mając przed oczami wizję wydalenia ze szkoły, Wolha wraz z Lenem i Walem - trollem najemnikiem - wyruszają na poszukiwanie zaginionego miecza, a raczej szmaragdu, który znajduje się w jego głowni i na którego zdobyciu bardzo zależy Lenwoi. Naturalnie nasi bohaterowie podczas swojej podróżny wpadają w liczne tarapaty, spotykają na swojej drodze różnorodnych osobników, jak również bardzo groźnego ... i przymilnego potwora o wdzięcznym imieniu Tyśka.
Dzięki temu, że bohaterowie nie siedzą w jednym miejscu (jak w pierwszej części) akcja toczy się tutaj płynniej i szybciej. Brak zbędnych opisów i rozwodzenie się autorki to kolejny plus w przypadku tej książki. Mamy tutaj również do czynienia z barwnymi postaciami, śmiesznymi dialogami oraz dużą porcją humoru sytuacyjnego, który zwala z nóg. Czytając tę książkę co jakiś czas musiałam zbierać się z podłogi, na której lądowałam po kolejnym wybuchu szaleńczego rechotu a moi najbliżsi myśleli, że odbiło mi do reszty.
Podsumowując - świetna kontynuacja, przyjemna w czytaniu, nie wymagająca za wiele od czytelnika (który ma ochotę zrelaksować się przy czytaniu) książka, zapewniająca murowaną porcję śmiechu. Chichocząc obłąkańczo polecam ;D
Przeczytana: 12 sierpnia 2010
Moja ocena: 5/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz