Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Rozweselacze. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Rozweselacze. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 12 stycznia 2014

Przeczytane, warte wspomnienia ... cz.3

To już ostatnia porcja książek, o których chciałam Wam wspomnieć. Mam nadzieję, że udało mi się kogoś z Was zachęcić lub zmotywować do sięgnięcia po niektóre pozycje :)

###

Tytuły: „Nawałnica mieczy, część 2: Krew i złoto”, „Uczta dla wron, część 1: Cienie śmierci”, „Uczta dla wron, część 2: Sieć spisków”, „Taniec ze smokami, część 1”, „Taniec ze smokami, część 2”
Autor: George R. R. Martin


Grę o tron pochłonęłam. Od razu po niej pożarłam Starcie królów. Na deser zaserwowałam sobie „Nawałnica mieczy, część 1: Stal i Śnieg” … niestety dostałam wielkiej niestrawności, która trwała ohoho! Dopiero po ponad 3 latach wróciłam do serii i ... olaboga! .. dzieje się w następnych częściach, i to jak! Niespodziewane zwroty akcji, intrygi, nietuzinkowi bohaterowie i znakomicie wykreowany świat. Saga Pieśń Lodu i Ognia to zaiste fantastyczna perełka, którą z całego serca polecam.

niedziela, 27 lutego 2011

Opowieści z Wilżyńskiej Doliny - Anna Brzezińska


Tytuł
Opowieści z Wilżyńskiej Doliny

Autor: Anna Brzezińska 

Cykl: Wilżyńska Dolina, tom I
Wydawnictwo: Agencja Wydawnicza Runa
Data wydania: luty 2011
Liczba stron: 384
Data pierwszego wydania: 2002 r.

Moja opinia:
Po pierwsze – uwielbiam książki, w których bohaterkami są czarownice, wiedźmy, magiczki, czarodziejki - kobiety parające się magią. Zarówno te dobre, jak i złe. Po drugie – jakiś czas temu postanowiłam zapoznać się bliżej z rodzimą fantastyką. Jeden i dwa to trzy, a trzy oznacza sięgnięcie po "Opowieści z Wilżyńskiej Doliny" autorstwa Anny Brzezińskiej. Do tej pory nie przeczytałam żadnej książki tek autorki, więc czas najwyższy, aby to nadrobić.


W skład "Opowieści z Wilżyńskiej Doliny" wchodzi 9 opowiadań plus krótki "Epilog". Wszystkie opowiastki łączy ze sobą postać Babuni Jagódki, wiedźmy, która zamieszkuje Dolinę, już od kilku dobrych pokoleń. Książkę odbierałam więc bardziej jako całość, a kolejne opowiadania – jak luźno połączone ze sobą rozdziały, przez które przewijali się różni bohaterowie.

Jak to zawsze bywa w przypadku zbioru opowiadań, jedne teksty są naprawdę świetne, inne trochę słabsze. Dla mnie te słabsze znajdują się na początku książki (co dziwne, ponieważ pani Brzezińska za opowiadanie otwierające "A kochał ją, że strach" otrzymała Nagrodę Fandomu Polskiego im. Janusza A. Zajdla), jednak im dalej tym lepiej, a mi z każdą stroną coraz bardziej podobała się Wilżyńska Dolina i na sam koniec zadomowiam się w niej na dobre. Opowiadania, które najbardziej mi się spodobały to "Kot Wiedźmy" (jakżeby inaczej) oraz "Szczur i Panna". Pierwsze mówi o tym jak wredną, groźną, ale i wierną istotą jest taka bestyja, a drugie traktuje o życiowym pechu i życzeniach, które nie zawsze spełniają się tak, jakbyśmy chcieli.

Jeśli chodzi o samą Babunię Jagódkę - ostra i groźna z niej wiedźma, ale serce ma na właściwym miejscu. Raz pokazuje się pod postacią zgrzybiałej staruchy, by w jednej chwili przemienić się w piękną i smukłą dziewoję z burzą czarnych włosów, karminowymi ustami i miseczkami G przy małym obwodzie. Jej charakter przywodzi mi na myśl połączenie cech Babci Weatherwax* (dumna, potężna, opanowana, cyniczna, zawsze ma rację) oraz Niani Ogg* (pierwsza do gorzałki, sprośna, większość czasu spędza w pozycji horyzontalnej, spółkując do woli, a Kot Wiedźmy do damska wersja Greebo). Przyznam szczerze, że bardzo mi się takie połączenie podoba.

W książce znajdziemy dużo humoru, ironii, groteski, ale przewijają się przez jej karty również sprawy poważne i smutne. Zawarte w poszczególnych opowiadaniach historie potrafią urzec i wprawić w zadumę, jednak posiadają niezliczoną ilość wesołych akcentów. Od czasu do czasu zdarzyło mi się uronić kilka łez, by za chwilę parsknąć śmiechem na całego.

Jedynym, może nie minusem, ponieważ można to traktować jako wielką walor książki, jest język - archaiczny, aż do bólu. Stylizowane są nie tylko wypowiedzi bohaterów, ale również cała narracja. Przyznam szczerze, że cholera mnie na początku brała i za nic w świecie nie mogłam wgryźć się w tekst książki. Łapałam się czasami na tym, że czytam jeszcze raz niektóre fragmenty, myśląc "ale o co chodzi?". Na przykład takie słowo "zabradziażywszy". To tylko jedna z takich perełek … nie wspominając już o "bom", "com", "toście", "żeście", "przecie", "ajuści". Jednak po pewnym czasem, mogę Wam rzec, iż przyzwyczaiłam a oswoiłam się z tym. I trzeba przyznać, że pani Brzezińska musiała w to włożyć dużo pracy, a osoby, które lubią taki barwny i archaiczny język, będą w niebo wzięte. 

Było to moje pierwsze spotkanie z twórczością pani Brzezińskiej, spotkanie bardzo udane. Śmiało mogę powiedzieć, że sięgnę zarówno po drugą książkę opisującą przygody Babuni Jagódki, jak i po inne książki tej autorki. W "Opowieściach z Wilżyńskiej Doliny" panuje taki swojski klimat, który, wraz z zawartymi w nich historiami, sprawia, że lektura tej książki to prawdziwa przyjemność (jak już człek prosty oswoi się ino z tymi przedziwnymi a nieodgadnionymi niekiedy słowami). Gorąco polecam.

Moja ocena: 5/6 

* dla niewtajemniczonych - Babcia Weatherwax i Niania Ogg to wiedźmy ze Świata Dysku Terry'ego Pratchetta ;-)


czwartek, 27 stycznia 2011

Dożywocie - Marta Kisiel

Tytuł: "Dożywocie" 
Autor: Marta Kisiel
Wydawnictwo: Fabryka Słów 
Data wydania: listopad 2010
Liczba stron: 376

Moja opinia: 
W porządku, przyznaję się. Uwielbiam bamboszki, zwłaszcza różowe,  podkoszulki z Myszką Miki, sprzątać, prać, prasować. Mam słabość do grządek kapusty, w których można sobie palnąć w łeb. Kocham dziergać, może nie na drutach, ale na pewno na czyichś nerwach, a raz w miesiącu, kiedy dopada mnie PMS, zamieniam się (przynajmniej tak twierdzi mój mąż) w pradawnego stwora z głębin odwiecznego zła. I tak, uważam, że Rudolf Valentino to idealne imię dla króliczka.  Biorąc pod uwagę wszystkie te "zalet" sądzę, że będę idealnym dożywotnikiem Lichotki. Jako bonus mogę zabrać ze sobą dwa uroczo wredne i złodziejskie koty, które będą stanowić idealną kompanię dla Zmory.

Mieszkać w Lichotce to zapewne nie tylko moje marzenie. Gotycki, ceglany dom ani to mały ani duży,  z wieżyczką, przestronną werandą, położony w lesie na zupełnym odludziu. Te wnętrza w stylu terror gothic, biblioteka mieszcząca w sobie tysiące woluminów. Sypialnia z potężnym łóżyszczem, gwarantującym pierwszorzędne koszmary. Piwnica, kryjąca jedną, ale dużą niespodziankę.  Jednak czymże był by dom bez swoich domowników, a w tym przypadku dożywotników? Pewnie oazą spokoju i ciszy, ale nie gwarantującą takich wrażeń i przeżyć, jakie potrafi dostarczyć mały, zasmarkany anioł w różowych bamboszkach,  z celofanowymi włoskami i oczkami mieniącymi się wszystkimi kolorami tęczy. Uroczy,  kochany i tak słodki, próchnica zębów murowana.  Do towarzystwa ma widmo nieszczęsnego panicza Szczęsnego, które co prawda próchnice zębów nam daruje, ale z naszym zdrowiem psychicznym i cierpliwością może być już gorzej. Utratę cierpliwości gwarantują również cztery utopce, uporczywie zajmujące łazienkę na piętrze. Tak więc dzięki Bogu za Krakersa, który dobrodusznie i uspokajająco poklepie nas macką po plecach, podczas gdy reszta macek będzie dokonywać w kuchni kulinarnych rewolucji. Zapomniałabym o Zmorze - wdzięcznej kanapowo-naręcznej kocicy.  Lichotkę z całym tym tałatajstwem i menażerią … ekhem,  dożywotnikami chciałam powiedzieć … odziedziczył Konrad Romańczuk, typowy miastowy facet, próbujący skończyć pisanie dzieła swojego życia, w czym dzielnie przeszkadza mu siła wyższa (bez uprawnień kierująca światem, na pewno kobieta),  jego lokatorzy oraz mały, różowy i puchaty sierściuch z ostrymi siekaczami, czyhający na jego życie.

Chwila, zaraz … chyba jeszcze nie wspomniałam czego tyczy się ten mój cały wywód.  A tyczy się on "Dożywocia", zbioru 5 opowiadań autorstwa pani Marty Kisiel. Opowiadań, które łączy ze sobą miejsce, w których się one dzieją, jak i postacie, które w nich występują. Miejsce i postacie. Tak. Chyba u góry już trochę na ten  temat napisała. Chciałam jeszcze dodać, że dawno nie spotkałam się z tak barwnie i wyraziście wykreowanymi bohaterami. Każdy ma w sobie to magnetyzujące i przyciągające "coś", więc trudno mi powiedzieć, który najbardziej przypadł mi do gustu. Czy kochane Licho, ze swoją alergią na piórka, co by tylko chodziło, sprzątało i rozkosznie się zachowywało, alleluja? Czy nieszczęsny panicz Szczęsny ze swoją poezją, różową frotką spinającą jego loczki na czubku głowy i jesienno-zimowo-wiosenną chandrą i letnią przerwą na konfitury? Czy Kondziu z tym ironicznym i ciętym poczuciem  humoru, drażliwością i alergią na Szczęsnego?  Doprawdy, nie jestem w stanie zdecydować. Każda postać mogłaby zostać bohaterem osobnej książki, a ja z chęcią czytałabym jej perypetie. 

Co tak bardzo urzekło mnie w "Dożywociu" i mile zaskoczyło? Oprócz wyżej wspomnianych bohaterów, był to styl pisania, sposób prowadzenia, jak i same dialogi, liczne porównywania oraz barwne i dosadne opisy, a przede wszystkim poczucie humoru, jakie pani Marta zawarła w swojej książce.  Przyznam szczerze, że nie sądziłam,  iż kiedykolwiek to powiem czy napiszę,  ale,  jeśli chodzi o styl pisania, pani Kisiel to dla mnie damska wersja Terry’ego Pratchetta. To chyba jeden z największych komplementów jaki może paść z moich ust, ale pani Marta w pełni na niego zasługuje. Czytając "Dożywocie" cały czas towarzyszyło mi to radosne i błogie uczucie jakie gości w mojej głowie, sercu i duszy  podczas lektury książek sir Terry’ego. Mimo że Świat Lichotki jest znacznie mniejszy,  podobał mi się i zafascynował mnie na równi ze Światem Dysku.

Cała książka jest przesiąknięta i przepełniona niezwykłym humorem, ciepłym i miłym, ostrymi i ciętym, ironicznymi i absurdalnym, czyli takim jaki kocham najbardziej. Dialogi,  opisy czy humor sytuacyjny wywoływały u mnie niepohamowane napady śmiechu oraz konieczność przeczytania danego fragmentu książki na głos mojemu mężowi, żeby i on mógł zaznać tej niezwykłej radości jaką dawała lektura tych opowiadań.  

Cudowna okładka, bohaterowie, zawarte w tej pozycji treści – wszystko to jest na najwyższym  poziomie, a książka urzeka całą sobą. I może tylko zakończenie pozostawia pewien … niedosyt ? … smutek? Taką dziwną pustkę … zresztą jak przeczytacie (lub już przeczytaliście) będziecie wiedzieć o co mi chodzi i może Wy nazwiecie lepiej to uczucie.  Ja od siebie chcę dodać, że lektura "Dożywocia" była niezwykłą, fascynującą, zabawną i taką miłą sercu przygodą. Polecam tę książkę każdemu, a pani Marcie dziękuję za danie mi możliwości  poznania Licho, Szczęsnego, Krakersa, Konrada, Zmory, Kusego,  nawet panny Bercikówny i jej seksownych majteczek, które mogły by uchodzić za  namiot lub spadochron.  Te postacie i ich przygody już na zawsze pozostaną w mojej główce. Wielkie dzięki, alleluja!

Moja ocena: 6/6

###

I cały czas tłucze mi się w głowie taka myśl odnośnie Lichotki - "Nie musisz być szalony, żeby tutaj mieszkać, ale to pomaga" ;D

środa, 22 grudnia 2010

Błazen - Christopher Moore

Tytuł: Błazen
Autor: Christopher Moore
Wydawnictwo: Wydawnictwo MAG
Data wydania:  marzec 2009
Liczba stron: 400

Moja opinia:
Książki Christophera Moorea wielokrotnie przyciągały mój wzrok swoimi, dość nietypowymi okładkami i humorystycznymi opisami z tyłu.  Mimo to, nigdy nie zdecydowałam się na ich zakup. Dopiero kilka dni temu, za namową Magdy, pojawiła się na mojej półce pierwsza pozycja Moorea, jaką miałam zamiar przeczytać – "Błazen".

Moore w swojej książce wziął na ząb parodii i satyry jedno z najsłynniejszych dzieł Shakespeare’a - "Króla Lir". W książce pojawi się więc ów legendarny król Lir, jego trzy córki, wątek z podziałem  królestwa itd. – kto czytał ten wie. Kto nie czytał – cóż … na co jeszcze czekasz? Wracając jednak do "Błazna", a raczej błazna. Dokładniej do błazna Kieszonki, ponieważ on w tej wersji jest głównym bohaterem. Bohaterem mającym to "szczęście", że 90% postaci występujących w książce ma ochotę go zabić. Delikatnie mówiąc. I w sumie im się nie dziwię. Też chętnie nabiłabym jego głowę na pikę albo rozwiesiła jego trzewia na kandelabrze gdyby to mnie nazwał, tutaj cytat "Ty nicponiu, suczy synu! (…) Ty śmierdzące łajno, które wyleciało z pryszczatej dupy ladacznicy z zajęczą wargą". Tak, to cały Kieszonka i jego wyszukane, czarne poczucie humoru.

To właśnie humor jest chyba najbardziej istotny w książce. Co prawda można się w niej doszukać kilku ideologicznych uwag, prawienia morałów i smutnych wniosków ale to wszystko przyćmione jest przez język i sposób prowadzenia dialogów przez bohaterów (często w różnych pozycjach z uwzględnieniem obojga płci). Co tu dużo mówić. W książce mamy do czynienie z obleśnym, wulgarnym i sprośnym humorem. Bezeceństwa i rozpusta są na porządku dziennym a autor nie miał oporów, żeby je barwnie i skrzętnie opisać.

Całą tą kpiną i dworskimi intrygami kieruje właśnie Kieszonka, który zręcznie pociąga z sznurki, mając do pomocy cięty język,  Śliniaka – swojego zidiociałego ucznia, jak również trzy  wiedźmy i mówiącego rymowankami ducha (zawsze jest cholerny duch). Fabuła mknie do przodu, trupy ścielą się gęsto, wojna jest murowana a my możemy tylko dać się porwać w sam środek tego  szaleństwa.

Mimo wszechobecnego chamstwa i chędożenia, jest to naprawdę dobra i zabawna lektura. Myślę, że od czasu do czasu można sobie pozwolić na porzucenie swojej moralności i cnotliwości, czytając taką książkę i zanurzając  się w obscenicznym absurdzie. Zdecydowanie sięgnę po kolejne pozycje tego autora , a samego "Błazna" mogę polecić osobą, którym nie straszne jest  takie obcesowe i  rubaszne poczucie humoru. Dodatkowo, weźcie sobie do serca ostrzeżenie zawarte na początku książki.

"Opowieść to sprośna a rubaszna, ohydne gwałty, morderstwa, okaleczenia, zdradę i klepanie po tyłku ukazująca. Wulgarności i bluźnierstw w księdze tej zawartych świat jeszcze nie widział, jako też podobnego nagromadzenia dziwnej gramatyki, bezokoliczników i okazjonalnej masturbacji. Drogi Czytelniku, gdyby Cię to turbowało, księgę tę z dala omijać radzimy, chociaż chcemy Cię jeno zabawić, afrontu nie czyniąc. Jeśli przeto zabawę w podobnych księgach odnajdujesz, trafiłeś na historię zaiste doskonałą."

Nic dodać, nic ująć. Mogę tylko polecić ;)

Przeczytana: 21.12.2010
Moja ocena: 5/6

###
Jeśli chodzi o moje porównanie twórczości Moorea z twórczością Pratchetta (dlatego sięgnęłam po lekturę „Błazna”), nie jestem jeszcze w stanie tego zrobić. Jedna przeczytana książka tego pierwszego to stanowczo za mało, aby zdecydować czy Moore dorasta do pięt Pratchettowi  ;)

środa, 15 grudnia 2010

Zawód: Wiedźma - Olga Gromyko

Tytuł: Zawód: Wiedźma. Część 2
Autor: Olga Gromyko
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data wydania: listopad 2007
Liczba stron: 315

Moja opinia:
Druga część książki pani Gromyko - "Zawód: Wiedźma" dostarczyła mi kolejnej porcji zdrowego śmiechu, rozrywki i odprężenia. Książka jest lekką, przyjemną w czytaniu i niewymagającą lekturą, przy której można się w pełnie zrelaksować i odpocząć.

W drugiej części nasza wygadana i zadziorna Wolha Redna w dalszym ciągu szkoli się w Starmińskiej Wyższej Szkole Magii, Wróżbiarstwa i Zielarstwa. Poza nauką, czas upływa jej na wywijaniu niezłych numerów do spółki z bracią studencką, za które już nie jeden raz powinna była zostać skreślona z listy studentów. Na szczęście dzięki osobistemu urokowi, sprytowi, a niekiedy pomocy przyjaciół, udaje jej się tego uniknąć. Jednak chyba nie tym razem. Mistrz powierzył jej bowiem kolejną misję - opiekę nad władcą Dogewy - Lenem, który zawitał incognito do Starminu w celu wzięcia udziału w turnieju łuczniczym (tak, jasne). Niestety zadanie kończy się totalną katastrofą, jak również kradzieżą pewnego miecza, który jest główną nagrodą w turnieju. Oczywiście zaistniałej sytuacji Wolha nie jest winna ale winę na kogoś trzeba zrzucić. I tak, mając przed oczami wizję wydalenia ze szkoły, Wolha wraz z Lenem i Walem - trollem najemnikiem - wyruszają na poszukiwanie zaginionego miecza, a raczej szmaragdu, który znajduje się w jego głowni i na którego zdobyciu bardzo zależy Lenwoi. Naturalnie nasi bohaterowie podczas swojej podróżny wpadają w liczne tarapaty, spotykają na swojej drodze różnorodnych osobników, jak również bardzo groźnego ... i przymilnego potwora o wdzięcznym imieniu Tyśka.

Dzięki temu, że bohaterowie nie siedzą w jednym miejscu (jak w pierwszej części) akcja toczy się tutaj płynniej i szybciej. Brak zbędnych opisów i rozwodzenie się autorki to kolejny plus w przypadku tej książki. Mamy tutaj również do czynienia z barwnymi postaciami, śmiesznymi dialogami oraz dużą porcją humoru sytuacyjnego, który zwala z nóg. Czytając tę książkę co jakiś czas musiałam zbierać się z podłogi, na której lądowałam po kolejnym wybuchu szaleńczego rechotu a moi najbliżsi myśleli, że odbiło mi do reszty.

Podsumowując - świetna kontynuacja, przyjemna w czytaniu, nie wymagająca za wiele od czytelnika (który ma ochotę zrelaksować się przy czytaniu) książka, zapewniająca murowaną porcję śmiechu. Chichocząc obłąkańczo polecam ;D

Przeczytana: 12 sierpnia 2010
Moja ocena: 5/6

Zawód: Wiedźma - Olga Gromyko


Tytuł: Zawód: Wiedźma. Część 1
Autor: Olga Gromyko
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data wydania: 2007
Liczba stron: 296

Moja opinia:
Bardzo dobra, lekka, przyjemna i przede wszystkim zabawna lektura. Wystarczy popatrzeć na okładkę - mówi sama za siebie.

Główną bohaterką książki jest Wolha Redna alias W.Redna - adeptka VIII roku Magii Praktycznej w Starmińskiej Wyższej Szkole Magii, Wróżbiarstwa i Zielarstwa. Zostaje ona wysłana przez swojego mistrza z tajną misją do małego państewka wampirów - Dogewy, gdzie ma rozwikłać pewną zagadkę, która pochłonęła już 13 ofiar. Zaprzyjaźnia się tam z władcą Dogewy i, oprócz rozwiązywania sprawy tajemniczych morderstw, sukcesywnie sprawdza kolejne mity dotyczące "Krwiopijców" ... Bo w końcu jaki czosnek działa na wampiry? Letni czy zimowy?

Mimo dosyć banalnej i przewidywalnej fabule, książkę czyta się naprawdę dobrze. Nie znajdziemy w niej dłużyzn czy zbędnych opisów. Nie trzeba wysilać szarych komórek aby zrozumieć poszczególne wątki. Głównym atutem książki jest wszechobecny humor a komiczne dialogi i porównania głównych bohaterów wywoływały u mnie obłąkańcze, niekontrolowane napady śmiechu.

Whola naprawdę zasługuje na swój przydomek. Jest wygadaną, zadziorną, pewną siebie osóbką, która zawsze ma gotową ciętą ripostę albo szalony pomysł w głowie. Stała się jedną z moich ulubionych postaci literackich i w czasie, kiedy pożerał mnie stres związany z przygotowaniami do jednego z najważniejszych momentów w moim życiu, chciałam mieć jej charakterek i nastawienie ;-)

Książka jest naprawdę warta polecenia - głównie dla płci pięknej. Wywołuje uśmiech na twarzy ... i to chyba jej główne zadanie.

Przeczytana: 30 lipca 2010
Moja ocena: 5/6