Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Urban fantasy. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Urban fantasy. Pokaż wszystkie posty

sobota, 26 listopada 2011

Królestwo czarnego łabędzia - Lee Carroll

Tytuł: Królestwo czarnego łabędzia
Autor: Lee Carroll
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka.
Data wydania polskiego: wrzesień 2011
Liczba stron: 400
Tytuł oryginału: Black Swan Rising
Data wydania oryginału: 2010
Tłumaczenie: Alina Siewior-Kuś

Moja opinia:
Jak wiecie fantasy, to gatunek literacki, który najbardziej trafia w moje czytelnicze gusta. Magia, baśniowe istoty, niezwykłe światy – tak, to zdecydowanie „moje klimaty”. A co jeśli darujemy sobie te wszystkie nierzeczywiste krainy, a całą magię i bajkowe stwory umiejscowimy w realiach wielkomiejskich? A to, że powstanie nam wtedy podgatunek fantasy zwany urban fantasy, którego czytanie nie sprawia mi już tak wielkiej frajdy. Nie mniej jednak nie stronię od tego typu książek i kiedy na horyzoncie pojawi się coś wartego uwagi, z pewnymi obawami, jednak sięgam po taką pozycję. Tak w moje ręce trafiło „Królestwo czarnego łabędzia”,  pierwsza część trylogii urban fantasy autorstwa Lee Carroll.

niedziela, 18 września 2011

Na psa urok - Kevin Hearne

Tytuł: Na psa urok
Autor: Kevin Hearne
Cykl: Kroniki Żelaznego Druida, tom I
Wydawnictwo: Rebis 
Data wydania polskiego: czerwiec 2011
Liczba stron: 296
Tytuł oryginału: "Hounded"
Data wydania oryginału: 2011 r.
Tłumaczenie: Maria Smulewska


Moja opinia:
„Na psa urok” to pierwsza część cyklu urban fantasy Kroniki Żelaznego Druida, autorstwa Kevina Hearne’a. Książka opowiada perypetie Atticusa O’Sullivana, druida paranoika, który pytany o wiek odpowiada „dwadzieścia jeden”, jednak przemilcza słowa „stulecia”. Atticus (w celtyckim świecie znany jako Siodhachan Ó Suileabháin), mając na pieńku z irlandzkim bogiem miłości Aenghusem Óg, zaszył się w sennym miasteczku Tempe w Arizonie, gdzie poziom zabogowienia jest niski, a co lepsze niemal zupełnie nie ma tam faerii, które nie bardzo przepadają za naszym głównym bohaterem, i vice versa. Jednak w życiu Atticusa zanosi się na poważne kłopoty, które zwiastuje pojawienie się pięknej bogini śmierci - Morrigan.


Pan Hearne w swojej książce wykorzystuje liczne elementy zaczerpnięte z różnych wierzeń i  mitologii, głównie z mitologii irlandzkiej. I to, według mnie, jest najciekawszy element „Na psa urok”. Zwłaszcza, że o ile druidzi pojawiają się w różnych pozycjach od do czasu, to już spotkać na kartach jakiejś powieści inne postacie z mitologii goidelskiej to rzadkość. Przynajmniej ja do tej pory na takie pozycje nie trafiłam i z entuzjazmem witałam wzmianki o irlandzkich bogach, bohaterach czy mitologicznych krainach. Jedynym mankamentem w tym wszystkim jest jednak to, że autor przywołując nazwy takich miejsc, bogów albo osób, w dość oszczędny sposób lub w ogóle nie tłumaczy kim był ten ktoś lub czym było to wcześniej wspomniane miejsce. Wtedy na szczęście z pomocą przychodził wujek Google i wszystko stawało się jasne.

Kolejnym dobrym elementem „Na psa urok” są bohaterowie. W książce pana Hearna można znaleźć cały wachlarz najróżniejszych postaci. Wspomniany już wcześniej Atticus, druid paranoik, którego młodzieżowy sposób bycia sprawia, że jest to lektura w sam raz dla takiej właśnie grupy czytelników. Dalej mamy dzielnego wilczarza irlandzkiego – Oberon, cały sabat polskich wiedźm, watahę wilkołaków – wikingów, wampira – prawnik,  irlandzkich bogów, a na dokładkę wdowę MacDonagh, starszą panią, z którą można chlapnąć sobie szklaneczkę whisky i zakopać trupa w ogródku. Każda z tych postać jest inna, ciekawie przedstawiona i z charakterkiem, co na pewno urozmaica lekturę książki.

Całość napisana jest lekkim piórem, a styl pisania pana Hearne’a, okraszony humorem (niekiedy rubasznym) jest łatwy w odbiorze. Dodatkowo nie można zarzucić autorowi zamieszczenia w książce niepotrzebnych dłużyzn. Kolejne wydarzenia następują po sobie w błyskawicznym tempie, akcja pędzi do przodu niczym koń na wyścigach (albo Oberon na polowaniu), a całość dzieje się w przeciągu zaledwie kilku dni. Wszystko to śledzimy z punktu widzenia Atticusa, a dialogi między nim i pozostałymi bohaterami, to dominujący element narracji.

Jeśli chodzi o moje osobiste odczucia podczas lektury „Na psa urok”, mimo że książka ma kilka mocnych stron, nie wywarła ona na mnie dużego wrażenia. Poza wspomnianymi wcześniej elementami mitologii irlandzkiej i niektórymi bohaterami, nie znalazłam w niej czegoś, co szczególnie by mnie zainteresowało, czy zaciekawiło.  Po przeczytaniu kilkunastu stron bez żadnego problemu byłam w stanie przerwać jej lekturę i wrócić do niej dopiero za kilka godzin lub nawet na następny dzień.  Tak naprawdę książka nie dostarczyła mi wielu emocji. Nie sprawiła, że przyspieszyło mi tętno, a moja buzia nie była (jak to czasami bywa) rozdziawiona z niedowierzania w skutek jakiegoś niespodziewanego zwrotu akcji.

Podsumowując, „Na psa urok” jest książką dobrą. Ciekawi bohaterowie, dynamiczna akcja i jeszcze kilka innych elementów sprawia, że na pewno trafi ona w czyjeś czytelnicze gusta i spodoba się niejednej osobie. Mimo wszystko ja na razie nie dołączę do fanów Atticusa i jego wesołej gromadki. Niemniej jednak chętnie (może nie bardzo, ale na pewno umiarkowanie) sięgnę po kolejną część Kronik Żelaznego Druida, aby dowiedzieć się z jakimi problemami tym razem będzie musiał się zmierzyć Siodhachan Ó Suileabháin.

Moja ocena – 4,5/6
###

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Rebis oraz portalowi Sztukater.