Tytuł: "Szepty"
Autor: Marek Adamkowicz
Wydawnictwo: Oficynka
Data wydania: lipiec 2010
Liczba stron: 176
Moja opinia:
Moja opinia:
Marek Adamkowicz to polski publicysta, dziennikarz, prozaik. W swojej karierze zwyciężył w konkursu na najlepsze opowiadanie kryminalne o Gdańsku, jak również jest dwukrotnym laureatem Ogólnopolskiego Konkursu Prozatorskiego im. Jana Drzeżdżona. Do tej pory jego opowiadania zostały opublikowane na łamach „Pomeranii”, „Latarni Morskiej” oraz w zbiorze „Tajemnica Neptun”. W 2010 roku nakładem wydawnictwa Oficynka ukazał się zbiór opowiadań pt. „Szepty”, który jest debiutem książkowym tego autora.
Na „Szepty” składa się 11 opowiadań. Część z nich była już wcześniej publikowana, część to zupełnie nowe teksty Adamkowicza. Historie zawarte w tym zbiorze rozgrywają się na przestrzeni blisko 100 lat, a miejsca, w którym się dzieją, to najczęściej zaułki Gdańska lub jego okolice. Przewracając kolejne strony książki poznajemy starego weterana wojen kolonialnych w Afryce, który, wspominając tamte czasy, przypomina sobie o klątwie, jaką rzucił na niego jeden ze złapanych Hererów („Pozdrowienia z Luderitz”). W opowiadaniu „Szepty” odwiedzamy z Karlem groty szeptów w przepięknym przypałacowym parku, w których jesteśmy umówieni na romantyczne spotkanie z tajemniczą i czarującą kobietą, spotkaną przez Karla dwa dni wcześniej. W kolejnym opowiadaniu poznajemy Otto Schwana, obrotnego żyda, właściciela dobrze prosperującego domu mody przy Hauptstrasse, który został zmuszony do rozprzedania całego swojego majątku („Otto Schwan opuszcza Danzig”). W „Drodze do Kahlbude” mały Edwin pewnej zimy doświadcza okropności jakie można wyrządzić innym ludziom, a w „Lekcji francuskiego” spotykamy dwie kobiety, którym wojna zabrała ukochanych mężczyzn, dom, rodziny. Erna Kruger jest bohaterką opowiadania „Koty nad stawem”, w którym wspomina swoją przeszłość od czasów sprzed II Wojny Światowej do momentu kiedy betonowe osiedla zaczęły „rosnąć” jak grzyby po deszczu. W kolejnych opowiadaniach próbujemy rozwiązać zagadkę pewnego skarbu, ukrytego na poddaszu oficynki dla służby („Dama z ‘Neckermanna’”) oraz poznajemy tajemnicę, jaką skrywa pewien pokój w starym, rozpadającym się domu („Onkel Werner”). „Ładne rzeczy” to wspominki starszego pana na temat marszałka Piłsudskiego i wojny z bolszewikami. W ostatnich dwóch opowiadaniach jesteśmy światkami kradzieży obrazu Pana Jezusa, który wisiał nad amboną w parafialnym kościółku już od dwustu lat („Oczy Chrystusa”) oraz próby odszukania miłosnego liściku, zgubionego gdzieś na ulicach Gdańska („Żar”).
Opowiadania zawarte w tym zbiorze są niezwykłe, melancholijne i nostalgiczne. Historie opowiedziane lub wspominane przez bohaterów wydają się być takie prawdziwe i pewnie wiele z nich mogło, a nawet zdarzyło się w prawdziwym świecie. Chociaż w każdym opowiadaniu snuta opowieść opowiada o czymś innym, wszystkie są za sobą powiązane nicią smutku, poczucia straty, żalu za tym co odeszło, tęsknotą za najbliższymi. Pozwalają nam odbyć podróż w czasie, poznać okropności i tragedie jakie spotkały ludzi. Są one również swoistą lekcją historii Polski w XX wieku.
Całość napisana jest w prosty, oszczędny i zwięzły sposób, bez żadnych ozdobników. Mimo to opowiadania trafiają do czytelnika, który jest w stanie wszystko dokładnie sobie wyobrazić. Bohaterami są przede wszystkim osoby doświadczenie przez los, które przeżyły w swoim życiu różnego rodzaju tragedie. Autor mówi nam o nich dokładnie tyle, ile powinniśmy wiedzieć, aby wydali nam się prawdziwi, a ich losy warte uwagi.
Przyznam szczerze, że czytanie tej książki było dla mnie na początku bardzo męczące. Do szóstego opowiadania byłam w stanie przeczytać tylko jedno dziennie, czasami robiąc sobie nawet kilkudniowe przerwy między kolejnymi. Za dużo było w nich dla mnie smutku, bólu, tęsknoty. Zdecydowanie jestem za miękka na literaturę takiego typu. Przewracałam kartki rycząc jak bóbr, a po skończeniu kolejnego opowiadania szukałam pocieszenia w ramionach męża. Jednak z każdą następną historią wciągałam się w ten zbiór coraz bardziej i od „Kotów nad stawem” , czyli od opowiadania numer siedem, nie wypuściłam już książki z rąk. Chociaż dalej zdarzyło mi się uronić kilka … dziesiąt łez.
Ten zbiór, chociaż tak smutny, jest na swój sposób piękny. Opowiadania w nim zawarte pozwalają się zastanowić nad życiem. Nad tym jakie jest ono ulotne, jak w jednej chwili można wszystko stracić. Pozwalają nam również docenić to co mamy.
Na „Szepty” składa się 11 opowiadań. Część z nich była już wcześniej publikowana, część to zupełnie nowe teksty Adamkowicza. Historie zawarte w tym zbiorze rozgrywają się na przestrzeni blisko 100 lat, a miejsca, w którym się dzieją, to najczęściej zaułki Gdańska lub jego okolice. Przewracając kolejne strony książki poznajemy starego weterana wojen kolonialnych w Afryce, który, wspominając tamte czasy, przypomina sobie o klątwie, jaką rzucił na niego jeden ze złapanych Hererów („Pozdrowienia z Luderitz”). W opowiadaniu „Szepty” odwiedzamy z Karlem groty szeptów w przepięknym przypałacowym parku, w których jesteśmy umówieni na romantyczne spotkanie z tajemniczą i czarującą kobietą, spotkaną przez Karla dwa dni wcześniej. W kolejnym opowiadaniu poznajemy Otto Schwana, obrotnego żyda, właściciela dobrze prosperującego domu mody przy Hauptstrasse, który został zmuszony do rozprzedania całego swojego majątku („Otto Schwan opuszcza Danzig”). W „Drodze do Kahlbude” mały Edwin pewnej zimy doświadcza okropności jakie można wyrządzić innym ludziom, a w „Lekcji francuskiego” spotykamy dwie kobiety, którym wojna zabrała ukochanych mężczyzn, dom, rodziny. Erna Kruger jest bohaterką opowiadania „Koty nad stawem”, w którym wspomina swoją przeszłość od czasów sprzed II Wojny Światowej do momentu kiedy betonowe osiedla zaczęły „rosnąć” jak grzyby po deszczu. W kolejnych opowiadaniach próbujemy rozwiązać zagadkę pewnego skarbu, ukrytego na poddaszu oficynki dla służby („Dama z ‘Neckermanna’”) oraz poznajemy tajemnicę, jaką skrywa pewien pokój w starym, rozpadającym się domu („Onkel Werner”). „Ładne rzeczy” to wspominki starszego pana na temat marszałka Piłsudskiego i wojny z bolszewikami. W ostatnich dwóch opowiadaniach jesteśmy światkami kradzieży obrazu Pana Jezusa, który wisiał nad amboną w parafialnym kościółku już od dwustu lat („Oczy Chrystusa”) oraz próby odszukania miłosnego liściku, zgubionego gdzieś na ulicach Gdańska („Żar”).
Opowiadania zawarte w tym zbiorze są niezwykłe, melancholijne i nostalgiczne. Historie opowiedziane lub wspominane przez bohaterów wydają się być takie prawdziwe i pewnie wiele z nich mogło, a nawet zdarzyło się w prawdziwym świecie. Chociaż w każdym opowiadaniu snuta opowieść opowiada o czymś innym, wszystkie są za sobą powiązane nicią smutku, poczucia straty, żalu za tym co odeszło, tęsknotą za najbliższymi. Pozwalają nam odbyć podróż w czasie, poznać okropności i tragedie jakie spotkały ludzi. Są one również swoistą lekcją historii Polski w XX wieku.
Całość napisana jest w prosty, oszczędny i zwięzły sposób, bez żadnych ozdobników. Mimo to opowiadania trafiają do czytelnika, który jest w stanie wszystko dokładnie sobie wyobrazić. Bohaterami są przede wszystkim osoby doświadczenie przez los, które przeżyły w swoim życiu różnego rodzaju tragedie. Autor mówi nam o nich dokładnie tyle, ile powinniśmy wiedzieć, aby wydali nam się prawdziwi, a ich losy warte uwagi.
Przyznam szczerze, że czytanie tej książki było dla mnie na początku bardzo męczące. Do szóstego opowiadania byłam w stanie przeczytać tylko jedno dziennie, czasami robiąc sobie nawet kilkudniowe przerwy między kolejnymi. Za dużo było w nich dla mnie smutku, bólu, tęsknoty. Zdecydowanie jestem za miękka na literaturę takiego typu. Przewracałam kartki rycząc jak bóbr, a po skończeniu kolejnego opowiadania szukałam pocieszenia w ramionach męża. Jednak z każdą następną historią wciągałam się w ten zbiór coraz bardziej i od „Kotów nad stawem” , czyli od opowiadania numer siedem, nie wypuściłam już książki z rąk. Chociaż dalej zdarzyło mi się uronić kilka … dziesiąt łez.
Ten zbiór, chociaż tak smutny, jest na swój sposób piękny. Opowiadania w nim zawarte pozwalają się zastanowić nad życiem. Nad tym jakie jest ono ulotne, jak w jednej chwili można wszystko stracić. Pozwalają nam również docenić to co mamy.
Przeczytana: 16.01.2011 r.
Moja ocena: 5/6
###
Książkę w zamian za recenzję otrzymałam od portalu nakanapie.pl za co serdecznie dziękuję :)
Lubie melancholię w wydaniu skandynawskim, ciekawe jaki to smaczek w wydaniu polskim...dopisałam książkę do listy, brzmi ciekawie
OdpowiedzUsuńTaka smutna wydaje się ta książka... A mnie to ostatnio bardziej w humorystyczne książki ciągnie ;)
OdpowiedzUsuńMuszę spróbować, chociaż też jestem miękka, jeśli chodzi o smutne, nostalgiczne opowieści...
OdpowiedzUsuńBardzo dobra recenzja :) . Ale książka chyba nie dla mnie.
OdpowiedzUsuńNo więc jednak pozytywna ocena! Moje zdanie chyba już znasz - nie pociąga mnie ta książka, może kiedyś :)
OdpowiedzUsuńMONIKA SJOHOLM
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Ci się spodoba :) Dzięki za odwiedziny :)
Klaudia
Ja to w ogóle gustuję w humorystycznych książkach ;) A ta pozycja, chociaż naprawdę bardzo dobra, tylko mnie utwierdziła w tym, że taka tematyka nie dla mnie ;)
Sheila
Mam nadzieję, że będziesz zadowolona z lektury :)
Elina
Dziękuję ślicznie :)
Yossa
Tak, jednak pozytywnie ... mimo tych hektolitrów łez i opornego czytania do połowy ;) Te opowiadanie były na swój sposób bardzo piękne. Jednak prędko nie sięgnę po podobną pozycję ;)
Chyba nie dla mnie. Wyczytałam, że wczoraj był najbardziej przygnębiający dzień roku (według brytyjskich naukowców). Jakoś nie zauważyłam, żeby było gorzej niż zazwyczaj, ale aktualnie nie mam ochoty na smutne książki :)
OdpowiedzUsuńRównież czytałam (i zrecenzowałam) tę książkę. Posiada ona w sobie jakąś dziwną melancholię, która ogarnęła mnie zaraz po przeczytaniu tej książki. Mimo wszystko uważam ją za niezwykle ciekawą lekturę. :)
OdpowiedzUsuńKsiążka dla mnie, ale na wiosnę, lato nie na ponure dni :)
OdpowiedzUsuńLuna
OdpowiedzUsuńU mnie ten przygnębiający dzień trwa nieco dłużej ;) Jeśli nie masz ochoty na przygnębiające książki polecam Dożywocie, które obecnie czytam i dawkuję je sobie niczym czekoladkę na pobudzenie wydzielania endorfin ;)
Lenalee
Zgadzam się, książka jest bardzo ciekawą pozycją, jednak wywołała u mnie emocje, które niezbyt lubię ;) Mimo wszystko warto ją przeczytać :)
sabinka.t1
W takim razie mam nadzieję, że uda Ci się ją przeczytać ... w bardziej pogodne dni ;)
Od smutnych książek zawsze trzymałam się z daleka i... chyba się to nie zmieni. Obecna pogoda + takie smutne historie niepotrzebnie zepsułyby mi nastrój.
OdpowiedzUsuńSmuutne :(? Ale ja i tak lubię takie książki :)
OdpowiedzUsuńSmutne, melancholiczne, bez fantastyki... Chyba sobie odpuszczę
OdpowiedzUsuńHa, czyli jednak na tak! :D Cieszę się, bo mi się również podobała. Faktycznie jest przeniknięta melancholią, zadumana, czasami "przytyka" dech, ale jest to dobra książka :)
OdpowiedzUsuńPrzyznam się, że nie planowałem lektury "Szeptów", być może dlatego że miałem o nich zupełnie odmienne zdanie (opierające się jedynie na przypuszczeniach).
OdpowiedzUsuńOd kiedy przeczytałem Twoją recenzję mam niebywałą ochotę zagłębić się w ich treść, nie wiem do końca skąd wziął się ten "apetyt", ale rzadko zdarza mi się odczuwać coś podobnego. Być może ponura atmosfera dzisiejszego dnia dała taki upust emocjom :)
Mimo wszystko zapamiętam tytuł i liczę że kiedyś będzie mi dane go przeczytać ;)
Pozdrawiam
Aaaaa !!!! Wciął mi ten #$%^& bloger do spółki z pokurczowatym laptopem całą moja piękna odpowiedź. A pisałam już ostatnie zdanie do Maksa ... Wdech i wydech, wdech i wydech. Jestem oazą spokoju ...
OdpowiedzUsuńAleksandra
Ja też się trzymam od takiej tematyki z daleka. Zawsze się rozklejam, przeżywam, choruję ... jednak lektury Szeptów, mimo depresyjnych nastrojów w trakcie czytania, nie żałuję :) To naprawdę niezwykła książka :)
szfagree
W takim razie mam nadzieję, że uda Ci się tę książkę przeczytać. Warto :)
Dusia
Nic na siłę. Ja też zdecydowanie wolę jak jest wesoło, raźnie, czasami awanturniczo ... i przede wszystkim fantastycznie ;)
ksiazkowo
Jednak na tak ;) Przyznam szczerze, że to "Lekcja francuskiego" dobiła mnie tak, że w połowie tego opowiadania książka została rzucona w kąt, a ja przez 10 minut ryczałam jak szalona. Mąż aż miał na mnie nerwy, że czytam takie smutne rzeczy ;) Ale potem były "Koty nad stawem" i wciągnęłam się bez reszty ;)
Maks
ja, gdyby nie "jak dają, to biorę", nigdy w życiu nie sięgnęłabym po tę pozycję. Jednak cieszę się, że to zrobiłam ;) mam nadzieję, że kiedyś uda się Tobie przeczytać tę książeczkę :)
Słonka i uśmiechniętej atmosfery dzisiejszego dnia życzę :* A moje koty ślą tulasy ;)
Lubię melancholię, jakąś taką nostalgię... ale nie lubię zbiorów opowiadań... no, może za jednym, czy też raczej czterema wyjątkami ;)
OdpowiedzUsuńJa za to lubię zniory opowiadań ale nie cierpie melancholii i nostalgii:) Ma być szybko mocno i ciekawie, inaczej czuję się znudzony:) Szepty nawet miałem w planach kiedyś, ale wyleciały z grafiku w końcu:)
OdpowiedzUsuńDla mnie to nie czas na smutne, piękne, nostalgiczne opowiadania. Może na wiosnę ;)
OdpowiedzUsuńRaczej nie sięgam po takie książki.
OdpowiedzUsuńChwilowo nie mam ochoty, na przygnębiające pozycję, w moim nastroju jedynym ratunkiem są książki, przy których mogę się uśmiechnąć ;)
OdpowiedzUsuńMagda, Paweł
OdpowiedzUsuńA ja nie lubię ani melancholii i nostalgii, ani zbiorów opowiadań (chociaż ostatnio pomału się do nich przekonuje) tak więc nie wiem co mnie podkusiło, żeby przeczytać tę ksiązkę ;) Ale cieszę się, że ją przeczytałam :)
przyjemnostki
Doskonale rozumiem. Ja w takich ponurych okresach też wolę sięgać po jakieś weselsze pozycje ;)
Ianowa
Nic na siłę ;)
Patsy
Skąd ja to znam. Ja na poprawę humoru zawsze sobie Partchetta serwuję ;) Mam nadzieję, że nastrojowo już lepiej u Ciebie :*