sobota, 8 marca 2014

Spryciarz z Londynu - Terry Pratchett

Tytuł: Spryciarz z Londynu
Tytuł oryginału: Dodger
Autor: Terry Pratchett
Wydawnictwo: Rebis
Data wydania polskiego: kwiecień 2013
Liczba stron: 416

Dodger żyje z tego, co znajdzie w kanałach dziewiętnastowiecznego Londynu. To gość: kocha całą swoją dzielnicę, większość swoich ziomków i bardzo niewielu policjantów. A w zasadzie - żadnego policjanta. Prawdziwy z niego Pan "nic nie wiem, nic nie słyszałem, w ogóle mnie tu nie było".

Chłopaka zna każdy, kto jest nikim, a nie zna nikt, kto jest kimś. W zasadzie tak powinno być i jest... do chwili, gdy pewnej deszczowej nocy ratuje z rąk oprawców samotną dziewczynę. Tyle że ta samotna ma męża, jednego z tych, którzy są kimś. Odtąd świat nieznacznie przyspiesza, a Dodgera pragnie bliżej poznać wielu ciekawych ludzi: milionerzy, politycy, policjanci, książęta i zawodowi zabójcy.

Cóż, napisanie kilku zdań na temat tej książki zajęło mi chyba tak samo dużo czasu, jak jej przeczytanie. I nie chodzi o to, że książka była nudna, a ja nie bardzo wiedziałam, co mogę o niej powiedzieć. Wręcz przeciwnie. Lektura „Spryciarza z Londynu” była dla mnie niczym trufla w czekoladzie, którą człowiek chce się delektować jak najdłużej. Sir Terry potrafi pisać w tak wyrafinowany sposób, że każde zdanie to prawdziwa literacka perełka. Jego porównania, humor (tutaj dość subtelny), przypisy … ogólnie jego styl pisarski nie ma sobie równych. Czytając Dodgera w mniejszym stopniu skupiałam się na akcji, ponieważ w większym zachwycałam się z jaką lekkością i swobodą pan Pratchett potrafi bawić się słowami i tworzyć tak oryginalne zdania, które składają się na absorbującą fabułę.

Jeśli chodzi o miejsce i czas akcji. Tak, byłam zła. Bardzo zła, że nie jest to kolejna pozycja ze Świata Dysku. Ale nie samym Ankh-Morpork człowiek żyje i czasami trzeba spróbować kiełbaski na patyku z innego Uniwersum. Jak można wywnioskować z tytułu, akcja „Spryciarza …” rozgrywa się w Londynie. Ale jest to Londyn XIX-wieczny ze swoimi podziałami klasowymi i problemami, z jakimi borykali się najbiedniejsi. Jak dla mnie, to strzał w dziesiątkę. Dlaczego? Dlatego, że gdzież indziej, ktoś taki, jak Dodger, miałby rację bytu? Aby wiedzieć o czym mówię, musicie koniecznie sięgnąć po tę pozycję i go poznać, ponieważ Dodger to po prostu Gość.

Mój zachwyt wzbudziły również wykreowane przez autora postacie. Nietuzinkowi, błyskotliwi, oryginalni bohaterowie zachwycają swoją osobowością, stylem bycia. Mamy tu do czynienia z osobami fikcyjnymi, jak również z autentycznymi ludźmi żyjącymi w Londynie w czasach wiktoriańskich. Dzięki nim książka staje się jeszcze ciekawsza, ponieważ pan Pratchett przedstawił ich w naprawdę interesujący sposób.

Na koniec, z całym szacunkiem dla wszystkich Ryszardów … po tej lekturze ryszard nabrał całkiem nowego znaczenia :D

###


Wyjaśniłam już dlaczego tak dużo czasu zabrała mi lektura „Spryciarza z Londynu”. Ale dlaczego tak długo sklecałam o nim te kilka zdań? Odpowiedzialna za to jest nasza przeprowadzka i późniejsze urządzanie nowego miejsca. Kto miał do czynienia z takim przedsięwzięciem, wie jak jest ono czasochłonne. Poza tym okazało się, że wybranie koloru farby, to bułka z masłem w porównaniu ze znalezieniem miejsca na regał z książkami i późniejszym ich ułożeniem ;-)

4 komentarze:

  1. Mnie się w sumie "Spryciarz" podobał. Dowcipna i lekka lektura. Ale moje serce należy do innego spryciarza i jest to Locke Lamora... A ponieważ książki czytałam jedną po drugiej, to "Spryciarz" wypadł trochę blado. A no i witam ponownie, cieszę się że wróciłaś!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, bo Locke ustawił poprzeczkę bardzo wysoko i jest poza konkurencją ;D Chociaż nie ... Moist von Lipwig depcze mu po piętach ;D

      Ja również witam i dziękuję :)

      Usuń
  2. Bardzo chętnie sięgnę:) Swoją drogą ja też mam trudności w napisaniu kilku zdań o książce które bardzo przypadła mi do gustu :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Co prawda od Pratcheta czytałem tylko "Kosiarza", ale i tak lubię tego autora ;)

    OdpowiedzUsuń