środa, 21 września 2011

Szczeniak. Jak labrador ocalił chłopca z ADHD - Liam Creed

Tytuł: Szczeniak. Jak labrador ocalił chłopca z ADHD
Autor: Liam Creed
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia 
Data wydania polskiego: czerwiec 2011
Liczba stron: 288
Tytuł oryginału: "A Puppy Called Aero: An Inspirational Story"
Data wydania oryginału: 2009 r.
Tłumaczenie: Andrzej Wajs


Moja opinia:
„Szczeniak. Jak labrador ocalił chłopca z ADHD” to historia Liama Creeda, który jest również autorem tej książki. Impulsywny chłopak z zespołem nadpobudliwości psychoruchowej z deficytem uwagi (ADHD) już od najmłodszych lat swoim zachowaniem doprowadzał rodzinę do rozpaczy, a nauczycieli do szału. Nie potrafił usiedzieć na miejscu, zaprzyjaźnić się z kimś na dłużej, a ludzie uważali go za „trudne dziecko”, „impertynenta” i „podżegacza”. Lecz kiedy wszyscy spisali go na starty, nawet on sam, trafiła mu się ostatnia szansa na dojście do porozumienia z samym sobą. Wychowawca Liama wysunął jego kandydaturę do udziału w filmie dokumentalnym, w którym „dzieciaki z problemami” będą uczestniczyć w programie szkolenia psów, mających za zadanie pomagać osobom niepełnosprawnym. Dzięki temu chłopak spotkał Aero – pełnego energii szczeniaka labradora, który w niezwykły sposób wpłynął na życie Liama.

Pierwszą rzeczą, którą zauważyłam, czytając tę książkę, to panujący w niej chaos. Liam, opowiadając swoją historię, cały czas przeskakuje po różnych wydarzeniach, nie potrafiąc skupić się na opisaniu jednaj sytuacji od początku do końca. Pełno tu wtrąceń, przenoszenia się w czasie do wcześniejszych, jaki i późniejszych zdarzeń. Nie twierdzę, że jest to minus tej pozycji lub coś złego. Wręcz przeciwnie. Taka chaotyczna fabuła w pewnym sensie, odzwierciedla charakter i sposób bycia tego chłopaka, pozwala poznać go jeszcze lepiej.

Kolejna rzecz, która rzuca się w oczy, to prosty i potoczny język. Liam często używa młodzieżowych powiedzeń, mówi prosto z mostu, bez zbędnych upiększeń czy górnolotnych wyrażeń. Bez problemu można odgadnąć, że książka została napisana przez nastolatka. I bardzo dobrze,  przecież tak właśnie jest. Dzięki temu zyskuje ona tylko na autentyczności, a my czytając kolejne strony możemy śledzić narodziny niezwykłej więzi, jaka powstała między Liamem a Areo.

Jednak „Szczeniak” to nie tylko opowieść o przyjaźni między chłopakiem a psem. Książka porusza również problemy dzieci, u których wstępuje zespół nadpobudliwości psychoruchowej z deficytem uwagi. Dzięki temu, że jest to opowieść Liama, chłopaka z ADHD, pozwala nam to spojrzeć na tę chorobę oczami osoby, której dotyczy ona bezpośrednio. Nie mamy tu przedstawionych suchych faktów na temat jej objawów i przebiegu, ale najprawdziwsze odczucia i doświadczenia chłopca, który zmaga się z nią na co dzień. Poza tym jest tutaj również naświetlony problem ludzi niepełnosprawnych i przeszkód, jakie mogą spotkać oni w codziennym życiu. Książka pokazuje ile kłopotów takim osobom mogą sprawić czynności, które mogłyby się wydawać najłatwiejsze w świecie. Niejeden raz zdarzało mi się już pracować z osobami niepełnosprawnymi, jak i z dzieciakami z zespołem nadpobudliwością psychoruchową z deficytem uwagi,  dlatego były to dla mnie najciekawsze elementy tej pozycji.
„- Eileen, miała trzydzieści dwa lata, gdy stwierdzono u niej zespół sztywności uogólnionej, co w skrócie oznacza, że wszystkie jej mięśnie odmówiły posłuszeństwa. Przez dwadzieścia lat prawie nie mogła się poruszać - poinformowała nas Nina. - Teraz mieszka sama z jednym z naszych psów o imieniu Żeglarz. To czarująca kobieta, więc na pewno będzie interesująco.
(...)
Pod wieczór usiedliśmy w trójkę, żeby pogadać o tym, czego się nauczyliśmy. Nadal mnie ciekawiło, jak Eileen dawała sobie radę bez psa.
- To co właściwie zmienił Żeglarz w pani życiu? - zapytałem, patrząc na jej rozpromienioną twarz w oprawie krótkich srebrzystych włosów i złotych kolczyków połyskujących w świetle lampy.
- On dał mi życie, Liam - powiedziała i w jej głosie usłyszałem smutek.
Pokiwałem głową z miną mędrca, po czym zapytałem, gdzie jest toaleta.(...)
Gdy tylko zamknąłem za sobą drzwi ubikacji, pociekły mi łzy. Tak, najprawdziwsze łzy. To był przełom, coś absolutnie nowego dla chłopaka, który nie wiedział, co to empatia i emocje. Eileen odnalazła moje serce.
Siedziałem tam, płacząc i obiecując sobie w duchu, że czegokolwiek dokonam z Aero, będzie to darem dla tej niezwykłej kobiety.
Otarłem łzy i wstałem, gotów zmierzyć się z przyszłością.”*
„Szczeniak. Jak labrador ocalił chłopca z ADHD” to przede wszystkim opowieść o odnajdywaniu siebie, o dorastaniu, o znalezieniu swojego miejsca na ziemi. To historia o wydobywaniu z siebie, tego co najlepsze. O tym, jak robiąc jedną rzecz, można diametralnie zmienić nie tylko swoje, ale również czyjeś życie. To opowieść, którą warto przeczytać.

Moja ocena: 4,5/6

* „Szczeniak. Jak labrador ocalił chłopca z ADHD” Liam Creed

###

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Nasza Księgarnia oraz portalowi Sztukater.


poniedziałek, 19 września 2011

El konkurso!

Witam Was pięknie :-) Obłożona laptopem, kotem i termoforem chciałam Was poinformować o dwóch konkursach organizowanych przez portal Sztukater. Po kliknięciu w wybrany banerek zostaniecie przeniesieni do strony, gdzie czekają na Was konkursowe zadania. Serdecznie zachęcam do wzięcia udziału i powodzenia życzę :-)


###


###

A tak przy okazji - czy Was też zaczyna łapać już jesienne przesilenie? 

niedziela, 18 września 2011

Na psa urok - Kevin Hearne

Tytuł: Na psa urok
Autor: Kevin Hearne
Cykl: Kroniki Żelaznego Druida, tom I
Wydawnictwo: Rebis 
Data wydania polskiego: czerwiec 2011
Liczba stron: 296
Tytuł oryginału: "Hounded"
Data wydania oryginału: 2011 r.
Tłumaczenie: Maria Smulewska


Moja opinia:
„Na psa urok” to pierwsza część cyklu urban fantasy Kroniki Żelaznego Druida, autorstwa Kevina Hearne’a. Książka opowiada perypetie Atticusa O’Sullivana, druida paranoika, który pytany o wiek odpowiada „dwadzieścia jeden”, jednak przemilcza słowa „stulecia”. Atticus (w celtyckim świecie znany jako Siodhachan Ó Suileabháin), mając na pieńku z irlandzkim bogiem miłości Aenghusem Óg, zaszył się w sennym miasteczku Tempe w Arizonie, gdzie poziom zabogowienia jest niski, a co lepsze niemal zupełnie nie ma tam faerii, które nie bardzo przepadają za naszym głównym bohaterem, i vice versa. Jednak w życiu Atticusa zanosi się na poważne kłopoty, które zwiastuje pojawienie się pięknej bogini śmierci - Morrigan.


Pan Hearne w swojej książce wykorzystuje liczne elementy zaczerpnięte z różnych wierzeń i  mitologii, głównie z mitologii irlandzkiej. I to, według mnie, jest najciekawszy element „Na psa urok”. Zwłaszcza, że o ile druidzi pojawiają się w różnych pozycjach od do czasu, to już spotkać na kartach jakiejś powieści inne postacie z mitologii goidelskiej to rzadkość. Przynajmniej ja do tej pory na takie pozycje nie trafiłam i z entuzjazmem witałam wzmianki o irlandzkich bogach, bohaterach czy mitologicznych krainach. Jedynym mankamentem w tym wszystkim jest jednak to, że autor przywołując nazwy takich miejsc, bogów albo osób, w dość oszczędny sposób lub w ogóle nie tłumaczy kim był ten ktoś lub czym było to wcześniej wspomniane miejsce. Wtedy na szczęście z pomocą przychodził wujek Google i wszystko stawało się jasne.

Kolejnym dobrym elementem „Na psa urok” są bohaterowie. W książce pana Hearna można znaleźć cały wachlarz najróżniejszych postaci. Wspomniany już wcześniej Atticus, druid paranoik, którego młodzieżowy sposób bycia sprawia, że jest to lektura w sam raz dla takiej właśnie grupy czytelników. Dalej mamy dzielnego wilczarza irlandzkiego – Oberon, cały sabat polskich wiedźm, watahę wilkołaków – wikingów, wampira – prawnik,  irlandzkich bogów, a na dokładkę wdowę MacDonagh, starszą panią, z którą można chlapnąć sobie szklaneczkę whisky i zakopać trupa w ogródku. Każda z tych postać jest inna, ciekawie przedstawiona i z charakterkiem, co na pewno urozmaica lekturę książki.

Całość napisana jest lekkim piórem, a styl pisania pana Hearne’a, okraszony humorem (niekiedy rubasznym) jest łatwy w odbiorze. Dodatkowo nie można zarzucić autorowi zamieszczenia w książce niepotrzebnych dłużyzn. Kolejne wydarzenia następują po sobie w błyskawicznym tempie, akcja pędzi do przodu niczym koń na wyścigach (albo Oberon na polowaniu), a całość dzieje się w przeciągu zaledwie kilku dni. Wszystko to śledzimy z punktu widzenia Atticusa, a dialogi między nim i pozostałymi bohaterami, to dominujący element narracji.

Jeśli chodzi o moje osobiste odczucia podczas lektury „Na psa urok”, mimo że książka ma kilka mocnych stron, nie wywarła ona na mnie dużego wrażenia. Poza wspomnianymi wcześniej elementami mitologii irlandzkiej i niektórymi bohaterami, nie znalazłam w niej czegoś, co szczególnie by mnie zainteresowało, czy zaciekawiło.  Po przeczytaniu kilkunastu stron bez żadnego problemu byłam w stanie przerwać jej lekturę i wrócić do niej dopiero za kilka godzin lub nawet na następny dzień.  Tak naprawdę książka nie dostarczyła mi wielu emocji. Nie sprawiła, że przyspieszyło mi tętno, a moja buzia nie była (jak to czasami bywa) rozdziawiona z niedowierzania w skutek jakiegoś niespodziewanego zwrotu akcji.

Podsumowując, „Na psa urok” jest książką dobrą. Ciekawi bohaterowie, dynamiczna akcja i jeszcze kilka innych elementów sprawia, że na pewno trafi ona w czyjeś czytelnicze gusta i spodoba się niejednej osobie. Mimo wszystko ja na razie nie dołączę do fanów Atticusa i jego wesołej gromadki. Niemniej jednak chętnie (może nie bardzo, ale na pewno umiarkowanie) sięgnę po kolejną część Kronik Żelaznego Druida, aby dowiedzieć się z jakimi problemami tym razem będzie musiał się zmierzyć Siodhachan Ó Suileabháin.

Moja ocena – 4,5/6
###

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Rebis oraz portalowi Sztukater.

sobota, 17 września 2011

Co, jak i dlaczego?

Już wyjaśniam  - ostatni zastój na mojej stronie spowodowany jest różnymi zawirowaniami w codziennym życiu. Przyznam się Wam szczerze, że przez ostatnie tygodnie nie miałam siły, a nawet ochoty na czytanie książek (tylko nie bijcie), nie mówiąc już o pisaniu opinii. Narobiłam sobie przez to niezłych zaległości i jeszcze większych wyrzutów sumienia. Mam nadzieję jednak, że ta moja zniżkowa forma niedługo minie, a ja będę w końcu bardziej systematyczna i rzetelna.